Klub mamy i taty na Kowalach
Dla nas to był ostatni dzień w klubie mamy i taty na Kowalach. Bardzo fajnie się bawiliśmy, Franio czasem pomarudził przypominając, że godzina 12 to już jego pora na obiad i sen więc trzeba było o tej porze wychodzić. Mnóstwo zabaw dla małych i większych dzieci. Takie wyjścia są dla nas oderwaniem od rzeczywistości ( ile można się bawić w domu albo chodzić na ciągle jeden i ten sam plac zabaw?). Dowiedziałam się, że Franio chyba nie jest jeszcze gotowy na pójście do żłobka. Coraz bardziej ze spokojnego, opanowanego dzieciaczka przeistacza się w małego, ciekawego świata "łobuza ". Coraz chętniej dotyka wszystko i wszystkich szczypiąc przy tym i wywołując wstyd za malucha u mamy.
Naszego pierwszego dnia spodobało nam się ogromnie "ciamranie" w galaretce spożywczej. Można było dotknąć, sprawdzić konsystencję, zapach, smak - i to chyba spodobało się Franiowi najbardziej gdyż jadł całymi rączkami a galaretkę można było zobaczyć nawet na jego włosach czy uszach. Dzięki tej zabawie zobaczyłam jak bardzi dziecko potrzebuje dotykać, badać to co nas otacza na codzień. Pobawiliśmy się w piaskownicy z fasoli Jaś, w której wiecznie można było spotkać jakieś dziecko :) Udało nam się wspólnymi siłami wykonać pracę plastyczną i tu znów byłam w szoku, że tak małe dziecko może mieć coś wspólnego z plasteliną.
Kolejne dni były równie ciekawe, zamykaliśmy w buteleczkach zapachy ( nam przypadła kawa), które później wzięliśmy do domu. Bawiliśmy się zmysłami smakując cytrynę- kwaśny, kostkę cukru- słodki, sól, i gorzką czekoladę. Franio oczywiście jakby nie jadł śniadania podjadał z talerzyków kolegów ( mały głodomorek).
Bardzo serdecznie polecamy tego typu warsztaty. Dzieci wśród rówieśników rozwijają się lepiej a i my możemy obserwować swoje pociechy w niecodziennych sytuacjach i nauczyć się nowych zabaw od doświadczonych pedagogów, z których napewno skorzystamy w domu .
http://klubmamyitaty.blogspot.com/2013/07/rodzinne-wakacje-w-naszym-klubie.html
Naszego pierwszego dnia spodobało nam się ogromnie "ciamranie" w galaretce spożywczej. Można było dotknąć, sprawdzić konsystencję, zapach, smak - i to chyba spodobało się Franiowi najbardziej gdyż jadł całymi rączkami a galaretkę można było zobaczyć nawet na jego włosach czy uszach. Dzięki tej zabawie zobaczyłam jak bardzi dziecko potrzebuje dotykać, badać to co nas otacza na codzień. Pobawiliśmy się w piaskownicy z fasoli Jaś, w której wiecznie można było spotkać jakieś dziecko :) Udało nam się wspólnymi siłami wykonać pracę plastyczną i tu znów byłam w szoku, że tak małe dziecko może mieć coś wspólnego z plasteliną.
Kolejne dni były równie ciekawe, zamykaliśmy w buteleczkach zapachy ( nam przypadła kawa), które później wzięliśmy do domu. Bawiliśmy się zmysłami smakując cytrynę- kwaśny, kostkę cukru- słodki, sól, i gorzką czekoladę. Franio oczywiście jakby nie jadł śniadania podjadał z talerzyków kolegów ( mały głodomorek).
Bardzo serdecznie polecamy tego typu warsztaty. Dzieci wśród rówieśników rozwijają się lepiej a i my możemy obserwować swoje pociechy w niecodziennych sytuacjach i nauczyć się nowych zabaw od doświadczonych pedagogów, z których napewno skorzystamy w domu .
http://klubmamyitaty.blogspot.com/2013/07/rodzinne-wakacje-w-naszym-klubie.html
świetne są takie warsztaty! :)
OdpowiedzUsuń